ks. Stanisław Stojałowski
Treść
Kilka słów wyjaśnienia .... Przez długi czas od reaktywacji w 1991r, byliśmy przeświadczeni o tym, że to właśnie ks. Stanisław Stojałowski był założycielem i związany z naszym Stowarzyszeniem od zarania jego dziejów (1900 rok). Jednakże fakty historyczne dowodzą czegoś innego. Niemniej jednak, z racji wielkiego szacunku i uznania dla działalności ks. Stanisława Sojałowskiego m.in. w Jaworznie w latach przełomu XIX i XX wieku, Pierwszy Zarząd (po reaktywacji) i nasi druhowie - Przyjaźniacy, kultywowali działalność i postać ks. Stojałowskiego, poprzez doroczne uroczystości przy krzyżu "stojałowczyków" na Równej Górce, nawiedzanie jego grobu na cmentarzu Rakowickim w Krakowie oraz upamiętnianie rocznic przy pomniku poświęconemu jego osobie, który znajduje się w Jaworznie.
Również ta Strona została poświęcona ks. Stanisławowi Stojałowskiemu (w setną rocznicę śmierci)
Wystąpienie o ks. Stojałowskim (23-10-2011)
Treść opracował M.M.
Jest w Jaworznie ulica ks. Stanisława Stojałowskiego, jest też pomnik poświęcony Jego osobie, (przy którym właśnie stoimy).
A co my wiemy na temat życia i działalności księdza Stojałowskiego?
Zapewne wiemy tyle, ile ktoś nam przekazał lub sami na różne sposoby taką wiedzę pozyskaliśmy.
Co o ks. Stojałowskim dowiadujemy się z książek i opracowań Jemu poświęconych?
Wymienię tu tylko parę, z których jako źródeł skorzystałem do opracowania tego wystąpienia:
Książka pani Heleny Hempel z 1921r.,
oraz książka pana Franciszka Kąckiego z 1937r.
Byśmy zrozumieli dla nas starszych tak dawne, a dla młodego pokolenia już trudne do pojęcia dzieje ks. Stanisława Stojałowskiego, powinniśmy przypomnieć sobie czasy i warunki, w jakich żył i pracował ten (na ówczesne czasy) pierwszy i największy przywódca ludu.
Były to czasy zaborów, w których odebrano Polsce podmiotowość państwową, a Jaworzno i inne pobliskie miejscowości należały do Galicji w Monarchii Austro-Węgierskiej.
Ażeby wyczerpująco i z dokładną ścisłością opisać życie i czyny ś.p. ks. Stojałowskiego, potrzeba, prócz posiadania opartych na pewności wskazówek, mieć szeroki i trafny pogląd na ogólny zakres jego działania.
Garść przedstawionych tu faktów będzie mogła kiedyś posłużyć opracowaniu obszerniejszego, Jego życiorysu;
tymczasem tym co już go znają, niech będzie przypomnieniem – innym zaś zachętą do zaznajomienia się z niezwykłymi kolejami życia tego dobrze zasłużonego Syna Ojczyzny i naśladowania Go w niestrudzonej pracy dla Narodu.
Ksiądz Stanisław Stojałowski urodził się w dniu 14 maja 1845r. w gminie Zniesienie pod Lwowem.
Chrzest święty otrzymał w Mostach Wielkich w powiecie żółkiewskim. (Obecnie te miejscowości znajdują się na terenie Ukrainy)
Był synem Juliusza (Juliana) Stojałowskiego i Ludwiki z Glasenappów.
Ojciec Stanisława był dzierżawcą dóbr ziemskich; po roku 1845 wsi Śmiła pod Kijowem, a w roku 1850 po śmierci żony, przeniósł się do Galicji i objął dzierżawę folwarku w buczackim, a w końcu osiadł w Szeptycach koło Sambora.
Z najbliższego rodzeństwa, miał starszego brata Mieczysława, zarządzającego większymi dobrami na Białorusi, który za udział w powstaniu styczniowym w 1863r. został skazany na wygnanie na Syberii, później jako nauczyciel zmarł w Krakowie w 1903r oraz brata Zygmunta, który nękany chorobami, zmarł we Lwowie w 1885r. Miał też siostrę Wandę, która wstąpiwszy do zakonu sióstr Felicjanek otrzymała imię Marii Franciszki.
Matkę utracił ks. Stojałowski we wczesnym dzieciństwie. Gdy ojciec jego zawarł ponowny związek małżeński z Karoliną ze Stankiewiczów, Stanisław w wieku dziecięcym doznał ze strony tej drugiej matki, serdecznej i troskliwej opieki.
We dworze w Szeptycach żyły tradycje lepszej rycerskiej przeszłości i gorącego przywiązania do Kościoła, podtrzymywane przez Franciszkę z Peszkowskich, 70-letnią matkę Juliusza Stojałowskiego. Rodzina Stojałowskich miała pochodzenie szlacheckie, o średniej kulturze umysłowej, umożliwiającej przyswojenie sobie myśli i piękna literatury polskiej i obcej. W tej atmosferze wychowywano dzieci, co tak silnie zaznaczyło się później w wyborze przez Stanisława "zawodu" - powołania kapłańskiego.
Pobożność i wykształcenie domowe babki, patriotyzm ojca, pamięć przeszłości, budziły u Stanisława zainteresowanie wszelkimi objawami życia narodowego.
Początkowe nauki odbywał w Buczaczu i Przemyślu.
Gdy w 1862r. znajdował się w VI klasie w jednym z lwowskich gimnazjów, zaszedł wypadek, który wpłynął na przerwę w jego naukach.
Wobec surowości ówczesnych przepisów szkolnych, młody Stanisław Stojałowski nie tylko z gimnazjum tego wydalony został, ale do wszelkich innych zamkniętą miał drogę, mimo starań, jakie ojciec jego czynił w tej mierze.
W styczniu 1863 roku wstąpił do nowicjatu jezuickiego w Starej Wsi, poddając się regule zakonnej.
W dniu 28.08.1870r. został na Wawelu wyświęcony na kapłana.
Dwa dni później (30 sierpnia 1870r.) odprawił pierwszą Mszę św. [prymicyjną] przy której asystował mu ówczesny kapelan PP. Wizytek, późniejszy biskup i kardynał Albin Dunajewski, a miało to miejsce w kościele św. Krzyża na Smoleńsku (ul. w Krakowie).
W latach 1870 - 1875r. wydawał liczne publikacje treści religijnej pisane jasno, zwięźle i przystępnie.
Wysyłany na liczne misje zasłynął jako wymowny, gorącego ducha kaznodzieja.
Pragnąc szerszego (niż mu dawała reguła zakonu), pola działania dla pracy społecznej, do jakiej się czuł powołany,
a także z powodu, iż pragnął utrzymywać i pielęgnować chorego ojca, który w tym czasie utracił resztę swojego mienia,
ks. Stojałowski opuścił zakon Jezuitów i wstąpił w szeregi duchowieństwa diecezjalnego.
Przyjechał do Lwowa w 1875r. i rozwinął z wielkim zapałem swoją działalność.
Od profesora gimnazjalnego Czesława Pieniążka nabył dwa dwutygodniki „Wieniec" i „Pszczółkę".
Dążność tych dwu gazetek miała na celu uświadamianie ludu na podstawie nauki Chrystusowej - o prawach i obowiązkach narodowo - obywatelskich.
Otrzymał miejsce wikarego w Gródku, później przy kościele NMP Śnieżnej, a następnie przy parafii św. Marcina we Lwowie.
Był też radnym miasta Lwowa. W tym czasie wyróżnił się śmiałymi występami przeciwko partii konserwatystów jak i liberałów.
Nie poprzestając na redagowaniu i rozszerzaniu między lud swoich pism, zaczął też urządzać wiece. Zostawszy redaktorem „Wieńca" i „Pszczółki" postanowił też zostać agitatorem i bez układania obszerniejszych programów, których w owym czasie lud i tak by nie zrozumiał, ujął pierwszy program i hasło ruchu ludowego w dwóch słowach:
„Gazetki polityczne" i „wiece".
To były środki, a celem który mu od początku w tej pracy przyświecał, było unarodowienie chłopa, wcielenie go do narodu.
W 1877r. obchodzono w Rzymie uroczyście jubileusz 50-lecia kapłaństwa ówczesnego papieża Piusa IX, duchowieństwo galicyjskie urządziło mieszaną pielgrzymkę do wiecznego miasta. Ksiądz Stojałowski zebrał również na własną rękę i po większej części na własny koszt, blisko 100 chłopów. Pobłogosławiony przez Arcybiskupa Wierzchleyskiego, wyruszył dnia 26 maja na ich czele do Rzymu.
Partyjni jego przeciwnicy wytężyli w Rzymie wszystkie siły aby do papieża nie był dopuszczony. On jednak umiał pozyskać względy wpływowych kardynałów dzięki którym drzwi się rozwarły i ks. Stojałowski z rozwiniętym sztandarem na którym widniał wizerunek NMP Częstochowskiej i białego orła, wszedł ze swymi chłopami. Papież uśmiechnął się, klęczących pątników specjalnie pobłogosławił, natomiast ks. Stojałowskiego mianował swoim prałatem.
W grudniu 1877r. rozpoczął wydawanie periodycznego pisma pod tytułem „Posłaniec Serca Pana Jezusa".
Pierwszy wiec włościański we Lwowie zwołał On na dzień 30 września 1877r. Odtąd weszły w życie takie zgromadzenia ludowe, w różnych miejscowościach przez niego urządzane.
W lecie 1878r. wyjeżdżał ks. Stojałowski do Francji, gdzie odwiedził miejscowość Paray-le-Monial wsławioną cudownym objawieniem się Pana Jezusa, św. Małgorzacie Alacoqe; również przebywał krótki czas w Paryżu.
Ks. Stojałowski wyróżniał się w stosunkach prywatnych w kole parafian i znajomych niezwykłą słodyczą, uczynnością i miłosierdziem. Skromną pensję wikarego, którą w ostatnich miesiącach życia ojca opłacał koszty jego leczenia, wkładał później co do grosza w swe wydawnictwa i na wspieranie ubogich. Ci którzy znali go w owym czasie świadczą, iż nie raz przez szereg dni nie miał za co zjeść obiadu, co wywołało ubytek sił żywotnych i mizerny wygląd. W późniejszych latach nieraz powtarzał, iż „wie co to głód, bo go wielokrotnie w życiu doświadczył".
Rozwijając dalej pracę agitacyjną, wniósł dnia 26 marca 1879r. do arcybiskupa Wierzchleyskiego podanie dotyczące organizacji wiecu włościańskiego mającego się odbyć w Krakowie, z powodu 800-tej rocznicy śmierci św. Stanisława, biskupa i męczennika, Patrona Polski. Myśl ta z powodu uroczystego odpustu nadanego przez Ojca św. Leona XIII na prośbę X.X. Paulinów, przemieniła się w zamiar odbycia „wielkiej narodowej" pielgrzymki do grobu św. Stanisława oraz do Szczepanowa, jako do miejsca jego urodzenia. Zajmując się urządzeniem tej wycieczki, na którą wybiera się bardzo wiele osób, także z naszej archidiecezji, oraz sprawieniem chorągwi ofiarować się mającej u grobu św. Patrona, - uważam za potrzebne donieść o tej sprawie Waszej Ekscelencji, jako Metropolicie naszej prowincji i prosić Ją we własnym i pielgrzymów imieniu o arcypasterskie błogosławieństwo.
Na powyższe podanie arcybiskup Wierzchleyski odpowiedział przychylnie udzielając swego błogosławieństwa.
Wiec ten odbył się przy wielkim udziale włościaństwa, które przy tej sposobności zwiedziło pod przewodnictwem ks. Stojałowskiego groby królów polskich i inne pamiątki Krakowa, nigdy przedtem jeszcze przez lud, w tak zbiorowej masie nie nawiedzane.
Jak powstały „Kółka Rolnicze" i w jakich okolicznościach, to najlepiej przedstawi ustęp ze „Słowa do Braci":
„Krótka bo zaledwie dwuletnia praca przy pomocy gazety i wieców, okazała, że lud jest nie tylko zdolny przyjąć każde zdrowe ziarno, ale łaknie oświaty, odczuwając jej brak we wszystkich stosunkach swego życia. Oczywiście, przede wszystkim odczuwał lud swoją biedę i szukał na nią rady, oglądając się za jakąś pomocą. To naprowadziło mnie na myśl przeszczepienia do nas „Towarzystwa Kółek Rolniczych", o których wówczas wiele mówiono i pisano w Wielkopolsce, gdzie pomyślnie się rozwijały. Do dwu tedy poprzednich: „gazetki i wiece" dodałem niebawem trzecie: „Kółka rolnicze" i w tych trzech kierunkach wytężyłem wszystkie siły. O ile w tej pracy ludowej doznawałem poparcia u samego ludu i wielkiej liczby Duchowieństwa, o tyle doznałem gorzkiego zawodu, licząc na poparcie reszty społeczeństwa. Nikt nie miał w prawdzie odwagi wystąpić przeciw pracy nad oświatą ludu i jego ekonomicznym podniesieniem, lecz poza Duchowieństwem nikt nie chciał pomagać i współpracować. Inteligencja, która się przyznawał do zasad „demokratycznych", hołdowała równocześnie powszechnemu, a świeżemu hasłu „liberalizmu", więc nie miała zaufania do żadnej „księżej" roboty i każdą prace przez księdza podjętą podejrzewała o klerykalizm."
W dniu 7 stycznia 1881r. mianowany został proboszczem w parafii w Kulikowie, pow. Żółkiewski. Parafia w Kulikowie położona na Rusi, obejmowała ludność rozsianą po okolicznych wsiach, gdzie mieszkańcy byli mieszani pod względem obrządków. Pobudziwszy po części lud w swej parafii do ocknienia i jakiegoś ruchu umysłowego, ks. Stojałowski zaczął z kolei zaznajamiać się bliżej z okolicznym obywatelstwem. Tu jednak doznał gorszego zawodu. Zasiedzieli w tej i sąsiednich parafiach obszarnicy z ukosa patrzyli na tego księdza „chłopomana" gdyż szybko już o nim wieść się rozeszła, że jeździ po wsiach i odwiedza chaty, obcując też przeważnie z ludem, że na plebani, po mszy przyjmuje chętnie prostaczków, zasiadając z nimi nieraz do jednego stołu, że urządza dla nich rozrywki świąteczne w plebańskim ogrodzie i zaprowadza inne podobne nowatorstwa. Szlacheckim panom to wszystko się nie podobało.
W swojej korespondencji umieszczonej w „Dzienniku Polskim" na wiosnę w 1882r., w której charakteryzując swą okolicę, wyraził się między innymi: „Dwory w parafii kulikowskiej dają ludowi przykład zgorszenia...".
Stwierdzenie to wzburzyło część parafialnej szlachty, która teraz przyłączyła się do mnożących się ciągle jego przeciwników. On tymczasem dalej wśród swego ludu prowadził zaczęte dzieło: wnioskował do władz szkolnych o zakładanie wiejskich szkółek tam gdzie ich nie było, sam dojeżdżał, by uczyć zwołaną na dzień oznaczony młodzież i dziatwę, mimo, iż czasu, pozostającego mu od parafialnych zajęć i pracy redakcyjnej miał bardzo mało.
Prócz tego parafian chorych, a nie mających się za co leczyć wysyłał na swój koszt do lwowskich szpitali, gospodarzom zadłużonym dopomagał w spłatach, ratując ich grunty zagrożone licytacją. Tym, co ubóstwem tłumaczyli swą nieobecność na nabożeństwach sprawiał buty i odzież, innych biednych też całe gromady żywił i wspierał.
Stojałowski w rozwoju życia politycznego nie zapomniał o duchowym powołaniu.
Zaciekawiony formą życia religijnego we Francji, wziął udział w kongresie katolickim w Awinionie i jako przedstawiciel eucharystycznych towarzystw galicyjskich postawił wniosek zorganizowania międzynarodowego kongresu eucharystycznego i utrzymania kontaktu z organizacjami o podobnym charakterze.
W Paryżu składa wizytę nuncjuszowi, kardynałowi Czackiemu, gdzie zawiera znajomość z wybitnymi francuskimi działaczami chrześcijańsko-społecznymi, oraz stara się wzmocnić nawiązane węzły z emigracją. Wydaje się więcej niż prawdopodobne, że obok celu religijnego, niemniej ważnym zadaniem Stojałowskiego, którego wydelegowała patriotyczna organizacja, było należyte poinformowanie emigrantów o życiu politycznym w Galicji oraz otrzymanie instrukcji organizacyjnych.
W Paryżu odwiedził Stojałowski dom doktora Kazimierza Szweykowskiego, jednego z najszlachetniejszych emigrantów, odgrywającego wybitną rolę w Towarzystwie Demokratycznym. Związany ze Szweykowskim węzłem organizacyjnym i przepojony najgłębszą czcią jego osoby, upamiętnił swój pobyt w domu emigranta wpisaniem, do albumu pełnego znanych polskich nazwisk, takiego wiersza:
Nie śpiewak jestem, ale sługa Boży,
Piosenka więc moja w rym się prosty złoży.
Album to Twoje, Doktorze kochany,
Jest jakby wianek nadobnie utkany,
A wonne kwiaty i listki zielone
Złotą miłości nicią są splecione ...
Do tego wieńca, cóż ja dodać mogę
Czem dalszą usłać życia Twego drogę?
W wieńcu tym widzę niezabudkę małą,
Co Panu w Hostyi zaśpiewała chwłę,
Ach ta najmilsza ze wszestkich krzewina
Miłość Jezusa Tobie przypomnia.
Niechaj ta miłość jak gwiazda życia,
Tu na wygnaniu zawsze Ci przyświeca.
Ona Ci prace i trudy osłodzi
I z igraszkami losu Cię pogodzi.
Ona nadzieje Twoje opromieni
I w złoto Bożej Woli Ci zamieni.
Wszakże, jak służyć Polsce ukochanej,
jak wiarą, cnotą zagajać Jej rany.
Przyszłość ojczyzny modlitwą wyprosić,
Jezusa - Hostyi miłość braciom głosić.
Kto Go pożywa, ten ma zmartwychwstanie,
Daj je Polakom - Daj je Polsce Panie.
Biblioteka Muzeum Polskiego w Rapperswilu 10 października 1882r.]
We wrześniu 1883r. jako w 200-letnią rocznicę zwycięstwa Jana Sobieskiego pod Wiedniem, ks. Stojałowski urządził wielki zjazd włościański, lecz zarząd miasta Krakowa, nie chciał odstąpić żadnego lokalu. Ba nawet nie pozwolono dostarczyć słomy, bo była ponoć „jakaś zaraza". Na szczęście osobisty przyjaciel ks. Stojałowskiego, O. Tomasz Zakrzewski gwardian OO. Franciszkanów nie oglądając się na Magistrat, pozwolił ludziom rozłożyć się w obszernych korytarzach klasztoru.
Lata 1883 - 1887 wypełniły księdzu Stojałowskiemu prócz dalszej redaktorskiej i społecznej pracy, ciężkie przejścia w parafii: dalsza walka - wg określenia Heleny Hempel - z ciemnotą, odpieranie różnorodnych napaści, doświadczanie szykan ze strony dekanatu, obieranie napomnień i przygan z Konsystorza działającego pod naciskiem konserwatystów, podrażnionych rozwijającym się ruchem ludowym, oraz kłopoty finansowe.
Na rok 1887 przypada pojawienie się dwu książeczek wydanych przez ks. Stojałowskiego, noszących tytuły: „Rozmyślania o gorzkiej męce Pana naszego, Jezusa Chrystusa" i „U stóp Krzyża, o boleściach N.P.M." - niewielki nakład tych dzieł, w krótkim czasie został wyczerpany. Zyskały one wysokie uznanie.
Gdy po Alfredzie Potockim, z początkiem roku 1888 został namiestnikiem Galicji hr. Kazimierz Badeni, ten już z całą bezwzględnością i nie szukając żadnych józefińskich dekretów, tylko na mocy swej absolutnej namiestnikowskiej władzy, grabił wszystkie dochody probostwa. Z Konsystorza też otrzymywał napomnienia aby przestał wydawać swoje gazety.
W maju 1888r. do Kulikowa przyjechał biskup kniaź Puzyna będący w tym czasie w lwowskim Konsystorzu - który wręczył mu dekret suspensy, to jest zawieszenia w urzędowaniu kapłańskim.
6 grudnia 1888r. osadzono go w areszcie śledczym za to, że planując pielgrzymkę do ziemi świętej przyjął od kandydatów do pielgrzymki zadatki z których się nie rozlicza. Obciążenie księdza tymi zarzutami było na rękę wyższym sferom ówczesnego społeczeństwa galicyjskiego, przede wszystkim dlatego, iż w roku następnym przypadały wybory do sejmu, cieszono się więc, iż wobec takich zarzutów o oszustwo, ks. Stojałowski zamknięty, nie będzie mógł kierować przedwyborczą agitacją. Jednak, chociaż więziony, zdołał on, mimo czujności straży, na zewnątrz rozsyłać listy i rozliczne zarządzenia. Przedostawały się one przez mury i kraty za pośrednictwem przyjaciół, którzy odczuwszy czystość jego sprawy z narażeniem bytu materialnego, całym sercem mu pomagali.
W noworocznym numerze „Wieńca" roku 1889 prócz życzeń przesłanych czytelnikom z wiezienia, ks. Stojałowski tłumaczy też zgłaszającym się do pielgrzymki przyczynę, dla której podróż do Palestyny teraz odbyć się nie może, oraz dziękuje tym, którzy sprawę zrozumiawszy, przesłali deklarację pisemną, iż nigdy skargi sądowej przeciw niemu wnosić nie myśleli i teraz żądają wycofania tego punktu z aktu oskarżenia.
Tymczasem agitacja wyborcza prowadzona przez ks. Stojałowskiego z więzienia rozszerzała się silnie. Skutkiem tej pracy agitacyjnej było pierwsze zwycięstwo wyborcze, przez wybór do sejmu w 1889r. własnych posłów. Stało się zaś to wszystko w skutek tego, że lud był zgodny i zjednoczony.
Dnia 3 lipca 1889r. po rozprawie i po 7-miesięcznym przetrzymaniu, wyszedł ks. Stojałowski z więzienia śledczego we Lwowie.
Korzystając z okazji sprowadzenia z Paryża zwłok Adama Mickiewicza do Krakowa, dla pochowania ich na Wawelu, ks. Stojałowski rozesłał znowu wezwania do włościan, by się na 4 lipca 1890r. tj. dzień oznaczony na tę uroczystość, licznie zebrać w Krakowie, chciał bowiem urządzić wiec ludowy, połączony z uczczeniem tego narodowego święta.
Planowany wiec przestraszył jednak stańczyków. Wystąpili przeciwko ks. Stojałowskiemu z gwałtownym zarzutem, jakoby chciał wśród zgromadzonych włościan wywołać rozruchy i zaburzenia, a przy tym wezwali władze bezpieczeństwa, by temu zapobiegły. Tym urojonym postrachom i donosom uwierzyła policja i przybyłego już w dniu 3 lipca, ks. Stojałowskiego już rano zaaresztowała.
W sierpniu w 1890r. ks. Stojałowski na mocy nadesłanego mu dekretu z Konsystorza lwowskiego został usunięty z kulikowskiego probostwa.
Był to fakt od dawna przewidywany, a obmyślony dla podcięcia mu bytu i działania.
Odtąd przebywał czasem w Krakowie, czasem jeździł po kraju, nie przerywając społeczno-agitacyjnej pracy. Woził przy tym z sobą misyjny ołtarzyk i wszelkie przybory do mszy św. którą po chatach włościańskich odprawiał. Na zebraniach ludowych, które urządzał, bywały nieraz tłumy, pociągnięte słowami tego kapłana apostoła, w nowej formie wypowiadane, a na starej ewangelicznej prawdzie oparte.
Przy końcu października 1890r. ks. Stojałowski opuścił na zawsze Kulików, a przesiedliwszy się na Śląsk osiadł w Cieszynie. Suspensa krępująca go dotąd w funkcjach kościelnych, została z niego po odbytych rekolekcjach zdjęta. Osiedliwszy się w Cieszynie, ks. Stojałowski doszedł niebawem do przekonania, że czeka go tu dodatkowo nowa walka. Z uciskiem i wyzyskaniem bez miary, wywieranym na śląskich robotnikach ze strony przeważającej części dyrektorów fabryk, hut i kopalń. Począł on skupiać lud śląski uświadamiając go na punkcie polskiej narodowości; wysłuchiwał skarg kierowanych do niego od setek robotników, a wzmianki o ich krzywdach umieszczał w swych pisemkach. Założył też w tym czasie towarzystwo „Macierzy katolickiej", mającej na celu rozszerzanie dobrych pism i książek.
Pozostając ciągle pod nadzorem policyjnym i pod grozą zastrzeżenia, wydanego przez: władze sądowe by się z granic monarchii nie wydalał, a pragnąc z drugiej strony doprowadzić do skutku pielgrzymkę do Palestyny, tak dla zaspokojenia wyczekujących wyprawy pielgrzymów, jak własnego wytchnienia, pisał ciągle odwołanie do wyższych władz sądowych.
Zabrał się więc już po raz trzeci do przygotowań i w gazetce umieścił nowe wezwanie do zgłoszonych pątników.
Przed wyborami do Rady Państwa, ogłoszonymi na dzień 2 marca 1891r., kardynał Dunajewski wydał do diecezjan list wyborczy, pierwszy jaki w tym duchu w Galicji się pojawił; wzywa on lud do wybierania posłów takich, którzy jemu sprzyjają szczerze, którzy by wbrew jego życzeniom i zapatrywaniom nie postępowali i nie uchwalali ustaw dla niego nie przychylnych. Ten list arcypasterski w całej osnowie uznał ks. Stojałowski za odpowiadający jego programowi i dawszy do druku w „Wieńcu" polecił go czytelnikom. Kardynał Albin Dunajewski był też jednym z ówczesnych galicyjskich biskupów, którzy jednej byli myśli z ks. Stojałowskim w zapatrywaniach na potrzeby ludu, a jego samego traktował zawsze z godnością i wyrozumieniem. Wynik tych wyborów do Rady Państwa był taki, iż z kandydatów, których polecał Komitet centralny katolicko-ludowy, wprowadzono 5 posłów.
Przedsięwzięcie pielgrzymki teraz, mimo przeszkód, stawianych ciągle nie tylko ze strony władz sądowych zbliżało się do celu. W gazetkach z marca i kwietnia zamieszczone były objaśnienia dla pielgrzymów i rady. Została też przygotowana specjalna lampa. Była ona trójkątna, srebrna, pozłacana, wisząca na trzech grubych łańcuchach. Na bokach osadzone były trzy emaliowane obrazy przedstawiające: Chrzest Mieczysława, Chrzest Litwy i Unię Brzeską; na trzech kantach, figury świętych Patronów trzech dzielnic: Stanisława, Kazimierza i Józefa. Przy dolnym zaokrągleniu, tarcze z herbami Polski, Litwy i Rusi.
Na dzień 4 maja wezwani byli wszyscy pielgrzymi do stawienia się w Cieszynie, by nazajutrz wyruszyć przez Budapeszt, Rjekę, Aleksandrię, Port Said, do Ziemi Świętej.
W liście z Aleksandrii - będąc już w drodze powrotnej z dnia 15 czerwca 1891r. ks. Stojałowski pisze:
„Uczuć radości i szczęścia, jakiemi dusza tu przepełniona trudno opisać, a czy i jak się będę mógł Panu Jezusowi odsłużyć za tyle łask i ciągłych dowodów Jego opieki nad nami, nie wiem - a raczej wiem, że o odwdzięczeniu się żadnem mowy być nie może. Odkąd na Ziemię Świętą wstąpiliśmy, już i chwili czasu do pisania nie było i prawdę rzekłszy, ani chęci ku temu. Mając obowiązek służenia całej karawanie, szczęśliwy byłem, gdy chwilkę czasu dla siebie, dla wypoczynku ducha i ciała znalazłem, aby myśli skupić, a serce jako tako nastroić. Rozpoczęliśmy pielgrzymkę od Kalwarii i Grobu Chrystusowego, a potem zwiedziliśmy wszystko, co tu jest ważniejszego: Betleem-miasto, Emaus, Nazaret, Genezaret, Tabor, Kanę Galilejską, a skończyliśmy na Karmelu. Najwięcej pocieszyło mię Betleem, a także Gestemani i Kalwaria. Ale niepodobna w kilku słowach wszystko opowiedzieć. Każde tam miejsce święte, także i św. Helenę przypomina, gdyż wszędzie stawiała kościoły, z których wiele niestety już w gruzach leży. Lampa nasza polska na Boże Ciało już wisiała u Grobu Pana Jezusa, a od dnia 30 maja pali się już w niej światło na intencję całego polskiego narodu. Bogu dzięki za to, że mnie biednemu pozwolił tego dokonać"
Niedługo po powrocie do Cieszyna, otrzymał wreszcie zezwolenie starostwa na dalsze wydawanie gazet. W roku 1892, widząc na Śląsku zastraszające działania zmierzające do niemczenia polskiego ludu, zaczął czynić starania o założenie w Cieszynie polskiej Ochronki dla dzieci i w tym celu założył Towarzystwo „Tercjarzy i Tercjarek" aby w danym czasie objęli nad nią opiekę. Upatrzył też dom na odpowiednie pomieszczenie ufając, że ogół polski poprze datkami tę instytucję, złożył wstępne raty w celu zakupu.
W miesiącach październiku, listopadzie i grudniu 1892r. ks. Stojałowski - w wyniku listów gończych - zdecydował się jednak odbyć zaległą 3 - miesięczną karę aresztu we Lwowie.
W dniu 19 grudnia pisze m. in. z więzienia:
„Piszą mi z Trzebini i Limanowej, że tam gazetki pokonfiskowali i to nie tylko w tych dwu miejscowościach ale na wszystkich pocztach starostwa, więc trzeba w tamte strony przesłać je w kopertach".
Początkowe miesiące roku 1893 zeszły księdzu Stojałowskiemu na dalszych staraniach o rozwój Towarzystwa „Macierzy Katolickiej", „Domu Robotniczego" w Białej o doprowadzenie do skutku założenia „Ochronki Polskiej" w Cieszynie. Urządzał też nieustannie zgromadzenia robotnicze, jeździł na galicyjskie wiece włościańskie, na których zawsze w tym samym duchu przemawiał.
Tymczasem Sąd krakowski przygotowywał przeciw ks. Stojałowskiemu nowy proces. W dniu 29.03.1893r. w środę Wielkiego Tygodnia zjawił się w redakcji cieszyńskiej żandarm z rozkazem aresztowania go - i do Krakowa odstawił.
Rozprawa była jawną i trwała od 20 do 28 czerwca aż do północy. Cała rozprawa była w ogóle - jak trafnie ją określił później jeden z krakowskich adwokatów - jakby jednym „tryumfalnym pochodem". Doczekawszy się wolności wypowiedzenia wszystkich dotychczasowych krzywd i nadużyć, ks. Stojałowski sam sobie był najlepszym obrońcą; ten bowiem, którego mu oficjalnie przydzielono, zaledwie kilka razy, na krótko, głos zabierał i to jakby z przymusu. Z ust więc oskarżonego sypały się ostre zarzuty przeciw władzom wykazujące tajne intrygi i brudne cele, machinacje przeciwników. Z oskarżonego zmienił się więc niejako w „oskarżyciela" (jak się wyraził jeden ze słuchaczy). W sali na której z dniem każdym, coraz większy tłum się zbierał, widać było ludzi wszelkiego stanu i wieku; przeważała jednak liczba młodzieży akademickiej, pociągniętej nowością formy niedawno obudzonej idei ludowej. Była też grupa włościan, z których kilku przybyło aż ze wschodniej Galicji. Cisnęli się naprzód, aby widzieć dobrze i słyszeć swego ukochanego „księdza-redaktora". Publiczność zdecydowanie solidaryzowała się z ks. Stojałowskim.
Sąd wydał wyrok uwalniający go od winy. Po uwolnieniu, zaczął ks. Stojałowski w różnych stronach zwoływać wiece, na których z nakazu namiestnika Badeniego stawiane przeszkody coraz więcej go krępowały. Na każdym kroku czekała go jakaś nowa niespodzianka. Starcia z żandarmami na takich wiecach były na porządku dziennym. Również gazetki zaczęto coraz bardziej prześladować.
Dużym sukcesem ks. Stojałowskiego było utworzenie w 1893r. „Związku Chłopskiego". Była to jakby koronacja dotychczasowej pracy polityczno-ludowej. W lutym 1896r. założył ks. Stojałowski w Cieszynie towarzystwo robotnicze pod nazwą „Związek chrześcijańskich robotników i robotnic" mające na celu zaopatrzenie potrzeb moralnych i materialnych klasy roboczej, uznanie zacności i pożytku pracy i sprawiedliwego wynagrodzenia.
W miesiącu sierpniu 1896r. miały miejsce nieprzyjemne dla ks. Stojałowskiego wydarzenia. Różne bowiem gazety krajowe zapowiedziały ukazanie się i ogłoszenie „klątwy" przeciw niemu z Rzymu wymierzonej a rzekomo przez rzymską Kongregacje Inkwizycji ekskomuniki wydanej.
Nim ta jednak doszła go oficjalnie, odpowiedział na nią krótką broszurką pt. '' Nie pójdziemy do Kanossy!'' - w której zbija po kolei powody, na których się takowa opierała, jako że fałszem orzekł twierdzenie, iż się nie stawił u arcybiskupa lwowskiego, jako swego ordynariusza - bo tenże, przez lat 10 nie chciał go przyjąć na posłuchanie; - fałszem i to, jakoby w jego pismach były nauki ''po szalonemu uwodzące lud do schizmy i przewrotu'' - gdyż wszystko w nich opiera na gruncie nauki Kościoła itd.
Dzień ogłoszenia klątwy zbliżał się. Cios ten jednak poprzedziło inne wydarzenie: dnia 28 sierpnia wszedł do redakcji uzbrojony żandarm z policjantem, który mu wręczył wezwanie do stawienia się na drugi dzień w sądzie w Jaśle.
W dniu 30 sierpnia 1896r., wypadający w niedziele, ze wszystkich ambon w Galicji i Śląsku ogłoszono „klątwę" przeciw ks. Stojałowskiemu rzekomo od samego Ojca św. pochodzącą, za to, że jak głoszono:
1/ psuje wiarę,
2/ podbudza przeciw zwierzchności świeckiej i duchownej,
3/ jest nieposłuszny rozkazom biskupów i kongregacji,
Najcięższe więzienie, jedenaste i ostatnie przeżył ks. Stojałowski w Peszcie. Wrażenia z niego spisał tajemnie na dwudziestu kilku karteczkach. Pisał m.in., że był już w tylu więzieniach austriackich, ale czegoś podobnego nie widział, tu dopiero zobaczył więzienie prawdziwe i areszt, jaki mają biedacy, a jaki znał dotąd tylko z opowiadania o naszych powiatowych galicyjskich aresztach. Taki więc, a może gorszy poznał w stolicy liberalnych i postępowych Węgier. Proces księdza tak tu zainteresował wszystkich, że dzienniki węgierskie co dzień szeroko o nim się rozpisują, przychylnie dla niego, a potępiając klikę nieprzyjazną galicyjską, przez co zdobywa on sobie nową siłę stronnictwa ludowego na Węgrzech.
Dnia 11 stycznia 1897r. o godz. 3-ej po południu donosi telegramem:
„Wyszedłem na wolność dzięki Bogu!"
- W dzień uwolnienia jego, robotnicy peszteńscy urządzili jeszcze jedną ogromną manifestację z parutysięcznym pochodem i wręczyli mu wielki wawrzynowy wieniec z szeroką wstęgą czerwoną, noszącą napis: „Męczennikowi i Obrońcy roboczego ludu". Tak więc władze węgierskie, pod naciskiem opinii publicznej oraz dla zaznaczenia swojej odrębności i niezależności od austriackich stawiali czoło zapędom Badeniego. Po wyjściu na wolność, jeszcze kilka dni w Peszcie zabawił.
Teraz ks. Stojałowski zaczął starania o unieważnienie klątwy na zasadzie wykazania całego szeregu bezprawnych zarządzeń, które miał przedłożyć Stolicy Świętej. W tym celu zamierzał wydać Memoriał. Napisany przez ks. Stojałowskiego memoriał został dostarczony za pośrednictwem przyjaciół francuskich do Rzymu.
Oczekując na wiadomości z Rzymu, ks. Stojałowski dla wytchnienia wyjechał na parę dni do Brukseli, gdzie w tym roku właśnie odbywała się wystawa światowa. Stamtąd wrócił dnia 9 lipca do Paryża, skąd dnia 12 lipca donosi:
„Ks. Fruhwirst, generał Dominikanów, należący do św. Oficjum mającego sprawę moją roztrząsać, wezwał mię, abym bez zwłoki do Rzymu pojechał. Dziś widziałem się z p. Lorin, który wrócił z Rzymu ale memoriału mego Ojcu św. nie wręczył, bo mu to ks. Fruhwirst odradził na razie. Ale tyle dobrego i najważniejszego przywiózł, że nie zanosi się w Rzymie na to, aby mi stawiali warunki usuwania się od politycznego życia, a oto głównie chodzi".
W drodze do Rzymu wstąpił do Lourdes i do groty św. Magdaleny obok Marsylii.
Z Lourdes dnia 14 lipca pisze:
„Wczoraj wieczorem tu przybyłem po dwudziestu godzinach drogi wśród okropnego upału i poszedłem zaraz do groty. Mało już było ludzi i coraz bardziej cicho i pusto się robiło dookoła. Ale przed grotą ogromny świecznik żelazny wiszący około 100 świec, bezustannie dzień i noc płonących, rozjaśnia mrok głębi, a dookoła szmerem Gawy, płynącej u stóp groty. Zostałem tam przez parę godzin, polecając opiece Matki Bożej wszystkich znajomych, oraz własną sprawę i prosiłem Ją o wstawiennictwo się do Syna Bożego, aby w nieszczęsne, skołatane stosunki naszego kraju, wprowadził spokój oparty na sprawiedliwości chrześcijańskiej. Dziś rano byłem w krypcie, pod bazyliką. Tu się wyspowiadawszy, mszę św. za przyjaciół i nieprzyjaciół ofiarowałem, abyśmy wszyscy stali się braćmi a synami jednego Ojca niebieskiego - aby się spełniło pragnienie Pana Jezusa: „ Iżby wszyscy jedno byli, jako Ty i Ja Ojcze, jedno jesteśmy".
Z Rzymu dnia 19 lipca pisze m.in,:
„Rzymskim obyczajem, audiencje tu wieczorem bywają więc dopiero o dziesiątej wróciłem do Kardynała Parocchiego. Doznałem jak najgrzeczniejszego przyjęcia, a jak taki będzie koniec, jaki był początek, to będzie bardzo dobrze..."
Z Rzymu dnia 8 września pisze m.in.:
„Wróciwszy z Zurichu, gdzie bawiłem dni kilka na Międzynarodowym Kongresie Ochrony Robotników", zacząłem tu odprawiać rekolekcje trwające 10 dni. Były one bardzo przyjemne: tutejsi Eucharystianie oddychają prawdziwą atmosferą Eucharystii
- rządzi tu duch miłości jedynie. Co dzień po południu chodziłem do Dominikanów pod Monte-Pincio, na konferencje z Prokuratorem generalnym i członkiem Inkwizycji. Jest to Francuz ojciec Hiacynt Cormier zacna dusza. Z nim przez cały dzień debatowaliśmy nad formułą oświadczenia, bo mi podano pierwotnie taką, że jej podpisać nie mogłem, więc w kilku miejscach żądałem małych zmian.
Gdy każda zmiana musiała iść na sesję, więc trwało tydzień, nim się zdecydowało. Potem prosiłem, by rzecz skończyli dziś rano w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny – i tak zrobili. Więc o 7-mej z rana poszliśmy z Superjorem tutejszym znowu do ojca Cormier, któremu polecono danie mi absolucji i w jego kapliczce prywatnej odbyło się to zdjęcie klątwy w następujący sposób:
W czterech zebraliśmy się przed ołtarzem. Ojciec Cormier odmówił „Miserere" a potem polecił mi najpierw odczytać moją francuską deklarację, a następnie wyznanie wiary, poczem ogłosił i odmówił formułkę absolucji. Po niej uściskaliśmy się i ucałowali wzajemnie wszyscy, odmówili „Te Deum", a wróciwszy do celi, podpisali protokół odbytej ceremonii.
O godzinie 7 i pół wróciliśmy z ks. Superjorem do św. Klaudiusza, gdzie nareszcie mszę św. bez przeszkody odprawić mogłem."
Z Rzymu dnia 13 września:
„Co do mego wyjazdu z Rzymu, to się zwlecze. Dopiero na 19-go obiecują mi posłuchanie u Ojca Św., zatem muszę aż do tego dnia przeczekać.
Wczoraj byłem u Assesora Kongregacji (to główna figura), który mi powiedział, że już napisali do Nuncjusza i Biskupa wiedeńskiego o odwołaniu klątwy i z projektem, aby mię Arcybiskup wiedeński przyjął do swej diecezji – i dał jaką posadę. Ale ja za tę troskliwość im podziękowałem".
Z Rzymu dnia 2 października:
„W chwili, gdy miałem zabierać się do pisania artykułu do „Pszczółki", przyniesiono mi zawiadomienie, że posłuchanie dziś, więc odłożyłem pióro i poszedłem. Zebrało się nas w „sali Szwajcarów" około 150 osób, stojących wokoło, pod ścianami. Przed 5-tą wniesiono Ojca św. na krześle, bez asystencji dworu, tylko w towarzystwie Mistrza komnat. – Msr. Cogiano. Wszystkich kolejno, niesiony w krześle obszedł, każdego pytając: kto i skąd? - i błogosławił.
Gdy przyszła kolej na mnie, powiedziałem:
„Ojcze święty, jestem Stojałowski, dziękuję za Twoją łaskę a przyrzekam Ci wierność do śmierci i proszę o błogosławieństwo dla naszych posłów, dla naszych czytelników, dla wszystkich rolników, robotników i całego narodu polskiego i ruskiego - i dla Anny (o to ostatnie prywatnie był proszony)".
Ojciec św. trzymając moją rękę w swojej, wysłuchał co mówiłem a potem odrzekł: „Spodziewam się, że praca tam was, Polaków będzie spokojniejsza i pożyteczniejsza. Spodziewam się i daję błogosławieństwo wszystkim".
Z Rzymu wyjechał ks. Stojałowski dnia 22 listopada, w kilka dni później przejechawszy Wiedeń i Peszt, przybył do Czacy, gdzie witali go i zapraszali do siebie okoliczni przyjaciele. Przyjęcie u władz galicyjskich było grzeczne, o czym pisze ze Lwowa dnia 9 grudnia jak następuje:
„Wszystko, za łaską Bożą, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmienia się na lepsze. W sądach przyjęto wnioski złożenia kaucji - pieniądze kulikowskie obiecano mi wydać w najkrótszym czasie.
Widoki więc przedstawiają się dobrze. Rozmawiałem z Namiestnikiem, radcami namiestnictwa - również byłem u Arcybiskupa Morawskiego i Biskupa Webera. Z pierwszym rozmowa była krótka - z drugim, długa konferencja w kwestii socjalnej. W sądach rozmawiali łaskawiej, a nadto, obiecano mi ze strony osób mających wpływ, że pomówią z nadprokuratorem, aby sprawy albo były umorzone, albo poszły gładziej."
Wszystkie te „uprzejmości" ze strony władz, urzędów itd. były tylko przejściowe. Skoro przekonano się, iż ks. Stojałowski ani na włos nie oddalił się od kierunku dotychczasowego działania, że w gruncie takim samym jakim był, powróciła dawna niechęć. Gazety dalej poczęto konfiskować i przejmować w drodze do czytelników.
W roku 1898 dnia 3 lutego wskutek opróżnienia mandatu do Sejmu z okręgu Łańcut-Nisko, z powodu śmierci barona Mompescha, ks. Stojałowski, na którym już żadne nie ciążyły obostrzenia sądowe z dawniejszych procesów - został wreszcie obrany tamże posłem. Zostawszy posłem do sejmu, ks. Stojałowski wezwał wszystkich stronników, pokrzywdzonych w procesach lub w innych wypadkach by nadsyłali mu odnośne akta sądowe oraz listy z opisami nadużyć, na które byli wystawieni. Ale ponieważ wśród włościan więcej niż połowa była takich, którzy byli pokrzywdzeni lub się za takich uważali, więc też aktami swymi i listami tak go zasypali, iż niepodobna nawet mu było przejrzeć je dokładnie i nastarczyć z doradą, że były tam i sprawy zadawnione oraz niemożliwe do wygrania.
Do kłopotów wydawniczych przybył fakt bardzo przykry. Ponieważ podczas wyborów w roku 1898 doszło w kilku miejscowościach w zachodniej Galicji do małych rozruchów przeciw żydom, władze galicyjskie zarządziły pewne dochodzenia dla wykrycia tych, co do zamieszek tych pobudzali. A że czaczański usłużny, Szógy, czekał tylko sposobności, by ks. Stojałowskiemu czymś dokuczyć, dlatego pewnego rana przyszedł z asystą do jego drukami, zecerom kazał wyjść, lokal zapieczętował na tej podstawie, że „Wieniec" i „Pszczółka", jako pisma „antysemickie" czytane przez lud galicyjski, były pobudką do rozruchów przeciw żydom w czasie wyborów.
W roku 1899 nastąpiło przeniesienie druku do Bielska dzięki pomocy Jana i Karola Handlów.
Od początku roku 1900, dwutygodnik „Wieniec" i „Pszczółka" łączą się w jedna gazetę, wychodzącą co tydzień p.t. „Wieniec - Pszczółka", zawierającą artykuły tak w sprawach rolniczych jak robotniczych i noszącą w nagłówku napis: „Organ stronnictwa chrześcijańsko-ludowego".
W marcu tego roku, podczas wyborów do Sejmu, ks. Stojałowski wybrany został posłem z Bocheńskiego.
Przy schyłku 1900r., a więc XIX stulecia, ks. Stojałowski poddał czytelnikom swej gazety myśl, dla podziękowania Bogu za wiek dobiegającego końca, dla przebłagania za grzechy w nim popełnione, a uproszenia łaski i zmiłowania na nadchodzący, aby lud stawiał na szczytach wzgórz lub w miejscach otwartych i widocznych, krzyże pamiątkowe. Myśl tę przyjął lud skwapliwie. Na poświęcenia owych krzyżów, jeździł zazwyczaj sam ks. Stojałowski, odprawiając zarazem mszę, jeśli się udało.
Z powodu rozwiązania Sejmu i nowych wyborów, ks. Stojałowski został wybrany posłem z okręgu wadowickiego we wrześniu roku 1901.
Na wiosnę roku 1902 przeniósł się do Bielska ze swoją redakcją do swojego świeżo nabytego domku. Tłumnie poczęli się tam schodzić z bielskich i bialskich fabryk robotnicy, dla słuchania przemówień ks. Stojałowskiego lub innych mówców, o sprawach społecznych i politycznych. Dla polskiej robotniczej młodzieży urządzane też były gry towarzyskie, zabawy taneczne z muzyka fortepianową; na zabudowanej scenie zwerbowani aktorzy - amatorzy odgrywali krótkie, narodowe, ludowe sztuki.
Ten więc „Dom Polski", pierwsza w Bielsku instytucja tego rodzaju, spełniał należycie swe zadanie. Jednostki polskie ze sfer ludowych, pracownicy fabryczni itp. zamiast się błąkać wieczorami po niemieckich lub żydowskich gospodach, gdzie nawet po polsku swobodnie, bez słuchania szyderstw, rozmawiać nie mogli - tu skupiały się ochotnie, czując się bezpiecznie w nowo powstałej placówce. Z tego powodu, stała się ona solą w oku miejscowym i okolicznym Niemcom - hakatystom, którzy wywołali awantury w czasie poświęcenia tegoż Domu Polskiego.
Zawiódłszy się na „Centrum", szukał pokrewnego duchem stronnictwa dla sprzymierzenia i zbliżył się wówczas do Narodowej Demokracji. Wskutek tego, posłowie obu stronnictw stworzyli w czerwcu 1909r. „Związek narodowo-ludowy"
i odtąd oba te stronnictwa szły w działaniach swych solidarnie i jednomyślnie.
Odczuwając stopniowy upadek sił i zdrowia i zapowiadając znajomym zbliżający się kres życia, ks. Stojałowski na wiosnę 1911r. zajął się agitacją przedwyborczą wskutek zapowiedzianego na pierwszą połowę czerwca terminu wyborów do Rady Państwa. Choroba rzuciła go jednak na łoże. Pojechawszy na parę tygodni do Przemyśla, by się widywać z Siostrą swą, Matką Franciszką przełożoną tamtejszego internatu SS. Felicjanek, uczestniczył tam w sierpniu w Kongresie maryańskim, na którym wygłosił jeszcze podziwianą przez zebranych przemowę. Jeden z przemyskich lekarzy poznał iż chorobą, która go trawi jest rak żołądka.
Na ostatki życia ks. Stojałowski zamieszkał w lokalu Towarzystwa św. Rafała, które założył w Krakowie i tam leżał wśród otaczających go stale lub odwiedzających przyjaciół. Siostra Franciszka nieodstępnie przy nim czuwała, a lekarze, mimo przeświadczenia o daremności zabiegów, starali się choć mniej bolesnymi uczynić mu te resztki życia. Ponieważ miał ciągle na myśli los wydawnictwa oraz chrześcijańsko-ludowego stronnictwa, złożył wszystko z zaufaniem w ręce posła Jana Zamorskiego wybitnego działacza i przyjaciela politycznego, czyniąc go swym ogólnym następcą.
Żegnając wszystkich i dziękując z zupełną przytomnością za starania i współczucie, zapadł, na kilka godzin przed śmiercią, w sen wywołany zadaniem mu przez lekarzy silnych środków dla uśmierzenia mąk śmiertelnych i w śnie tym, dnia 23 października 1911r., o godzinie pierwszej po południu, zgasł cicho na wieki.
Pogrzeb, bardzo liczny, odbyty 26 października, liczyłby dziesiątki tysięcy uczestników, gdyby zdążyć na niego zdołały rzesze miłującego go ludu, rozsypanego po całym kraju, lub gdyby całych zastępów robotniczych nie przykuwała w ów dzień powszedni praca fabryczna.
Śród pogrzebowego orszaku można było widzieć między innymi i liczne szeregi kapłanów, zwłaszcza młodych, na których twarzy malowały się dziwne uczucia i zaduma. Niejednemu zabłysła w oku łza żalu za tym bratem dobrym a tak prześladowanym. W pogrzebie tym uczestniczyli również przedstawiciele z Jaworzna.
Żal głęboki ludu, który wyraził przez nadsyłanie do redakcji tysiącznych listów z ubolewaniem i zapewnianiem, że pamięć o zmarłym przejdzie u niego w dalekie pokolenia, oraz przez liczne pomniki z pamiątkowymi napisami, jakie ku czci jego wystawił w różnych stronach kraju, również i w Jaworznie, to świadectwo najlepsze, że był mu dobrym ojcem i pamięć
o nim pozostanie mu w sercach na wieki.
Na zakończenie tych wspomnień najlepiej będzie przytoczyć fragment zamykający jego „Słowo do Braci" w ostatnim wydanym przez niego kalendarzu na rok 1911, który tak brzmi:
„Dziś jestem już stary i nad grobem. Śmiem powiedzieć za Apostołem „Dobrą walkę walczyłem dla Ojczyzny i wiary tej dochowałem. Nie żądam i nie chcę uznania od spółczesnych - osądzi mnie Bóg
i historia. Wszystkim powiadam:
„Odrodźcie się pod względem narodowym i religijnym!",
a da wam Bóg przyszłość szczęśliwą. Bóg z wami! "
Jest to jakby streszczony testament Jego dla narodu.
Zdjęcia związane z tematem:
Pomniki ks. Stanisława Stojałowskiego w miejscowości Dziewin oraz w Jaworznie
Krzyż na Równej Górce w Jaworznie ( upamiętniający dziłalność ks. Stojałowskiego w latach 1900-1911 )
Grób ks. Stanisława Stojałowskiego na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie
Nawiedzenie grobu ks. Stojałowskiego w 1995 r.
kopia upominku na okoliczność postawienia w Jaworznie, Krzyża XX wieku
kopia archiwalnego zdjęcia pomnika ks. Stojałowskiego w Jaworznie
Archiwalne zdjęcie z uroczytości ( dotyczącej krzyża ? ) przy pomniku ks. Stojałowskiego (okres najprawdopodobnie międzywojenny)
w 110 rocznicę śmierci ks. Stanisława Stojałowskiego - pamiętamy. (23.10.2021)